Wywiad z Edwardem Skubiszem
Dlaczego pracujesz z wystawą Anne Frank. Historia na dzień dzisiejszy?
Och, z wielu powodów. Może zacznijmy od tego, że mówienie o II wojnie światowej, antysemityzmie, efektach totalitaryzmu w codziennym życiu, we wszystkich jego przejawach, z perspektywy młodego człowieka, a zwłaszcza dziewczyny, bardziej przemawia do młodych ludzi niż sucha informacja. Poza tym, my potrzebujemy mówić o Holokauście i o tym, co dzieje się współcześnie. Szczególnie w Polsce Holocaust jest tematem trudnym, także dzisiaj. Dlatego, kiedy mówimy o nim z holenderskiej perspektywy, jest łatwiej. Pochodzę z Holandii, ale nie chcę prowokować, nie chcę, by ktoś myślał, że ja, obcy, atakuję polskie społeczeństwo. Po wielu latach represji w Polsce trudno było mówić o historii, o odwadze cywilnej, itd. I to nie tylko związanej z aspektem żydowskim. Właśnie z tego powodu w 2004 roku zacząłem swoja pracę w Polsce organizując wystawy, tworząc materiały edukacyjne na temat historii i obecnej sytuacji Niemców i Ukraińców w Polsce, a także polskich przodków pochodzących z dawnych wschodnich regionów Polski. Wciąż pracuję i chcę pracować z piękną wystawą Zmieniające się perspektywy Jael Fraenkel wystawą Historia Opowiedziana, którą przygotowaliśmy w 2006 roku ze studentami pochodzącymi z Ukrainy, Polski i Niemiec. W tym kontekście konieczne było działanie również z historią żydowską.
Innym powodem, dla którego pracuję z tą wystawą, jest sposób jej pokazywania. W bliskiej współpracy z Fundacją Anne Frank z Amsterdamu trenujemy uczniów, zwłaszcza z gimnazjów i z liceów, by potrafili sami pokazać tę wystawę rówieśnikom. Ta metoda to edukacja rówieśnicza.
Gdy po raz pierwszy prowadziłem wystawę w Synagodze pod Białym Bocianem we Wrocławiu, niektórzy nauczyciele powiedzieli mi, że sposób w jaki ją prowadziłem i rozmawiałem z uczniami, był dla nich inspirujący. Wtedy zrozumiałem, że metoda pokazywania wystawy musi być spójna z jej treścią. Zrozumiałam też, że lepiej inwestować w trenowanie innych, nauczycieli i uczniów, i tak poszerzać krąg tych, którzy będą potrafili robić to co ja, niż działać samemu. Jako teolog i trener w Holandii miałem dużo swobody, otrzymałem wiele narzędzi i umiejętności. Nawiasem mówiąc, także pracując w Holandii, opierałem się na materiałach Domu Anne Frank. Gdy zacząłem pracę w Polsce, dodatkowo szkoliłem się w Amsterdamie.
Przyjechałeś z Holandii. Dlaczego jesteś w Polsce?
Po krótce: by zajmować się tym, czym się właśnie zajmuje, czyli organizowaniem edukacji pokoju w Polsce, zwłaszcza połączonej z otwartą postawą wobec międzykulturowej i europejskiej historii oraz z edukacją odwagi cywilnej. Z tego powodu cieszę się, że mogę współpracować z Fundacją Anne Frank, z Euroclio ( Stowarzyszenie Nauczycieli Historii Europejskiej), z innymi organizacjami edukującymi na rzecz pokoju w Holandii i poza nią, jak Pax Christi etc.
Jakie doświadczenia masz już w Polsce, co do tej pory udało ci się zrobić?
Mówiąc o wystawie Anne Frank. Historia na dzień dzisiejszy, od 2010 roku byłem w stanie zorganizować i poprowadzić około 50 spotkań z uczniami i studentami. Zaczęliśmy w grudniu 2010 r. w synagodze, z Julią Suchar z Amsterdamu. Zarówno od niej, jak i później od Siergieja Kulchevycha i Luby Shynder wiele się nauczyłem.
Od tej pory, od czasu do czasu pracowałem w synagodze, współpracując z Gminą Żydowska i Fundacją Bente Kahan. I tam zrodziło się moje pragnienie, by trenować innych. Pamiętam spotkanie ze studentami z różnych krajów. Byliśmy na placu przed synagogą w piękne wrześniowe popołudnie. Plac był dla nas mapą świata. Zadałem im trzy pytania: gdzie się
urodziłeś, gdzie urodziła się twoja mama, gdzie urodził się ojciec mamy. Po każdym pytaniu stawali w odpowiednim miejscu na mapie świata. Robiłem z nimi krótkie wywiady. Opowiadali skąd są, o swoich korzeniach i staliśmy się wspaniałą wspólnotą 'story telling’.
Inny zapamiętany obraz: w Wodzisławiu Śląskim. Tam było fantastycznie. Powiem ci dlaczego. Trenowałem gimnazjalistów, a oni potem oprowadzali po wystawie uczniów, między innymi ze szkoły podstawowej. W rozmowie ewaluacyjnej powiedzieli mi, jak działali właśnie z tymi małymi dziećmi. Siedzieli z nimi przed zdjęciem oficyny, w której
ukrywała się Anna i jej rodzina, i poprosili, by zdjęli buty. W oficynie każdy hałas mógł zdradzić ukrywających się. Ci uczniowie sami wymyślili ten sposób pracy z dziećmi.
W Kielcach i w Będzinie, kiedy prowadziłem treningi, zrozumiałem, że istnieją dzienniki i listy dzieci, które musiały żyć w getcie: Dawida Rubinowicza, Hannah Goldsznajd i Rutki Laskier. Dzięki nauczycielom z Kielc ( tam mieszkała Hannah), Bodzentyna ( Dawid) i Mysłowic koło Będzina ( Rutka) projektowaliśmy materiał do nowych wystaw właśnie o tych
polsko- żydowskich nastolatkach. Także wówczas używaliśmy modelu edukacji przez rówieśników. Marzę, byśmy mogli stworzyć na bazie tego materiału prawdziwą wystawę o tych trojgu „pisarzach”- po polsku, po niemiecku i po niderlandzku. Ich opowiadania mają inne oddziaływanie niż dzienniki Anny, ale podobny sens.
Wszędzie, gdzie spotykałem się z ludźmi, trenowałem uczniów, utwierdzałem się w przekonaniu, że ta praca jest potrzebna i ma sens.
Zdjęcia projektu z uczniami w Bodzentynie oraz opracowanie wystawy tworzonej przez uczniów w Mysłowicach
Jakie masz inne plany?
Razem z Siergiejem i z innymi chciałbym założyć grupę młodych trenerów, by ta praca była kontynuowana. Teraz projektujemy coś takiego jak edukacja cywilna i edukacja współczucia w ramach nowego Instytutu Dialogu we Wrocławiu.